Moje doświadczenie z Medytacją Vipassana

Moje doświadczenie z Medytacją Vipassana

Metoda ta dała mi nie tylko znajomość nowej techniki medytacji, ale też wyciszenie i nowe doświadczenie, które mnie rozwinęło i ze mną zostanie. Niniejszy tekst jest podsumowaniem moich wrażeń z 10-dniowego kursu Medytacji Vipassana wg nauk S. N. Goenki, na którym byłam w terminie 7-18.12.2022.

Na początek kilka informacji ogólnych i liczb:

  • pobudka o 4.00 rano
  • 12 godz dziennie przeznaczonych na medytację
  • … w tym 3 medytacje grupowe (po 4. dniu siedzenie bez ruchu)
  • 2 posiłki dziennie (jeden o 6.30, drugi o 11.00), na wieczór można było spożyć jedynie owoc i sok z cytryny (o 17.00)
  • 10 dni Szlachetnego Milczenia (bez jakiejkolwiek komunikacji – bez mówienia, gestów, pisania, czytania, czy nawet kontaktu wzrokowego)
  • separacja kobiet i mężczyzn
  • przestrzeganie kodeksu dyscypliny
  • kurs ma charakter świecki (nie jest dedykowany żadnej religii) i jest bezpłatny (całość jest finansowana z dobrowolnych datków).

Przeczytawszy to, ma się wrażenie, że to życie jak w klasztorze. To dobre wrażenie, bo ma być to jego próbka.

Przychodzi Ci do głowy, KTO NORMALNY CHCIAŁBY BRAĆ W TYM UDZIAŁ?

I tu Cię zaskoczę, bo bardzo trudno się zapisać, a miejsca rozchodzą się w minuty po otwarciu zgłoszeń na kolejne kursy. Są ludzie, którzy czekają miesiącami, a nawet latami.

Ja miałam wyjątkowe szczęście. Kiedy zobaczyłam pomarańczową kropkę przy grudniowym kursie oznaczającą „bardzo długa lista oczekujących” pomyślałam, „a co mi tam” i wypełniłam formularz kontaktowy. Kilka dni później tj. 5/12 dostałam informację, że się dostałam i 7/12 byłam już w Dziadowicach w siedzibie Dhamma Pallava.

Przebieg

Dni na kursie mijały wg ściśle ustalonego harmonogramu. Co było dla mnie miłym zaskoczeniem, codzienna rutyna była pilnie przestrzegana przez uczestników. Taki mój osobisty dowód, że jeżeli w ludziach jest silna motywacja wewnętrzna, to samoorganizacja jest możliwa.

Z początku wydawało mi się, że przestrzeganie zasady milczenia będzie wyzwaniem. Jednak w miarę przebiegu kursu, nie stanowiło to problemu. Nawet były momenty, kiedy byłam za nią wdzięczna, ponieważ jak pojawiały się jakieś trudności, czy to natury fizycznej, czy psychologicznej, byłam z tym zdana na siebie. To była dobra nauka. Rozmawiać można było wyłącznie z nauczycielem w ściśle wyznaczonych do tego porach.

Na koniec każdego dnia słuchaliśmy wykładów S. N. Goenka i wychodziliśmy z nowymi wskazówkami, zadaniami na kolejny dzień – na czym się skupić podczas nadchodzącego dnia medytacji. Co ciekawe skupiając się na jednej rzeczy, zaczęłam doświadczać innych. I właśnie te inne były omawiane na wieczornych wykładach kolejnego dnia, wraz z domieszką teorii i mądrości wywodzącej się z natury, dlaczego tak właśnie się dzieje. Było to o tyle zaskakujące, że najpierw czegoś dotknęłam, a na koniec dnia dostawałam wyjaśnienie, skąd się to bierze i dlaczego tak mam.

Wiele uwagi podczas wykładów było poświęconych przemijaniu oraz wyzbyciu się ego. I miałam błyskawiczną lekcję, jak bardzo jest to prawdziwe. Abstrahując nawet od tego, że była zima i akurat w trakcie naszego pobytu spadł śnieg, a co bardziej kojarzy się z przemijaniem, niż zimna kołderka z puchu na uśpionej przyrodzie…

Jeżeli ktoś jest na takim kursie pierwszy raz, to nie ma szans, żeby nie uświadomił sobie potęgi grawitacji. Siedząc przez tyle godzin, zwłaszcza bez ruchu, w ciele pojawia się bezwładność, a co za tym idzie, zaczyna się naciągać tam, gdzie jest spięte. Odezwały się wszelkie kontuzje i schorzenia, jakich miałam okazję się nabawić w życiu. Szczególnie dało mi się we znaki bolące od roku kolano i plecy pokrzywione od dziecka. Były momenty bólu, z którymi trzeba było sobie poradzić siłą umysłu. Zdaniem sobie sprawy, że to nic innego jak impulsy elektryczne, które są informacją, że w moim ciele zachodzi jakaś zmiana. W tym wypadku mniej przyjemna, ale były też i przyjemniejsze doznania, jak swobodny przepływ energii przez ciało, który opanowałam.

Wszystkie te czynności miały doprowadzić do tego, żeby dotrzeć do najgłębszej warstwy podświadomości i nauczyć się z nią pracować. Zrozumiałam, że taka komunikacja poprzez ciało nie tylko jest możliwa, ale i doświadczyłam, iż jest skuteczna. Kiedy zaczęły przez nie przechodzić różne zakodowane w pamięci komórkowej odruchowe reakcje, np. kiedy przeszło do mnie wspomnienie jakiejś traumy, moje ciało się napięło, gardło ścisnęło i popłynęły łzy, takie jakby nie moje, poza jakąkolwiek kontrolą z mojej strony. Jeżeli dałam radę nie zareagować na te ślady, echa zapisane w ciele, to rozpływały się one, rozluźniały, rzeczywiście przemijały.

I to jest właśnie całe dobrodziejstwo tej techniki – poprzez obserwację ciała, nieingerowanie w pojawiające się doznania, można przepracować zapisane w pamięci naszych komórek i połączeń neuronowych elementy wadliwe, bezużyteczne, niekorzystne dla naszego funkcjonowania. Można osłabić traumy, a także wyzbyć się głęboko zakorzenionych zadr, czy kompleksów.

Wszystkiego tego dokonujesz samodzielnie, poprzez pracę ze swoim umysłem, czyli połączeniem ciała i mózgu. Brzmi to może nieco magicznie, ale wpływ medytacji jest udowodniony szeregiem badań naukowych, więc nie jest to żadna fantastyka, tylko nauka pracy z własnym umysłem.

Cierpliwe znoszenie niedogodności związanych z moim kolanem doprowadziło do tego, że ból po kilku dniach ustąpił.

Tzw. momenty eureki miałam praktycznie każdego dnia. Z dnia na dzień zmysły wyostrzały się, więc jedzenie (a specjalnie jadłam to samo, żeby mieć porównanie) smakowało inaczej, a dźwięk i drgania gongów, którymi nas budzono i sygnalizowano czas na medytację, codziennie brzmiały dla mnie trochę dłużej.

Biedronka

Podczas jednego z pierwszych dni, kiedy układałam się do medytacji, zauważyłam, że usiadła na mnie biedronka. Miała odstające skrzydełko i dziewiętnaście kropek. Jako że w trakcie kursu musimy powstrzymać się od zabijania jakichkolwiek istot, na wszelki wypadek odłożyłam ją na zasłonę, żeby nie zrobić jej krzywdy niechcący. Biedronka zaczęła się wspinać, mimo tego, że jej odstające skrzydełko przechylało ją na boki, przez co traciła równowagę. Przyszła do mnie myśl, „o jak fajnie, mam swoją biedronkę, jaka ona dzielna”, ale już chwilę później pomyślałam „jaka ona moja, to po prostu biedronka, która mieszka w pokoju, który tymczasowo zajmuję” (o wyzbyciu się #ego było tego dnia na wykładzie), a poza tym, pewnie umrze, zanim stąd wyjadę (#przemijanie). Na chwilę zrobiło mi się jakoś tak przykro, zwłaszcza oglądając jej sumienny trud wspinania się na zasłonę, coraz wyżej i wyżej. „Po co ona to robi? Po co się tak męczy?” – myślałam dalej. I wtedy popatrzyłam na swoje skrzyżowane nogi, wyprostowałam plecy. W końcu po kilku minutach wspinaczki zatrzymała się na górze zasłony. Pomyślałam sobie, że to w sumie nie ważne, po co się wspina, może jej trud ma jakiś sens, może nie. I zasiadłam do 1,5 godzinnej medytacji.

Następnego dnia ze skupienia wyrwał mnie głuchy dźwięk. To biedronka oderwała się od zasłony i uderzyła z impetem o podłogę. Dokonała swojego żywota, a ja z szacunkiem wyniosłam ją na zewnątrz, żeby oddać jej szczątki naturze.

Wspominam ją dlatego, że do końca kursu, kiedy dopadały mnie chwile zwątpienia i trudności, to przypominałam ją sobie „ona mogła, ja też mogę / wytrzymam dla biedronki… dla biedronki”. Wiele się od niej nauczyłam.

Szlachetna Mowa

Ostatniego dnia zniesione zostało #SzlachetneMilczenie na rzecz #SzlachetnaMowa. Po tylu dniach można było rozmawiać, oczywiście z uważnym doborem słów i dzieleniem się pozytywną energią. Nie mogli nas przecież wypuścić na świat zewnętrzny, bez przygotowania 😉 Poznałam tam dużo fantastycznych osób, w tym znajomych znajomych. Kolejny raz przekonałam się, że świat jest mały.

Finansowanie

Z ciekawostek wspomnę jeszcze o finansowaniu tych kursów, gdyż są one darmowe. #PolskaFundacjaMedytacjiVipassana utrzymuje się w całości z datków „Starszych Uczniów”, czyli osób, które ukończyły przynajmniej 1 kurs Vipassany. Całość budżetu jest transparentna i ogólnodostępna.

Wrażenia

Kurs dał mi nie tylko znajomość nowej techniki medytacji, ale też wyciszenie i nowe doświadczenie, które mnie rozwinęło i ze mną zostanie.

Serdecznie polecam, oczywiście pod warunkiem, że czujesz w sobie gotowość do przestrzegania Kodeksu Dyscypliny. Bez tego nie miałoby to sensu.

Z perspektywy czasu widzę w sobie pozytywne zmiany – tematy, które budziły we mnie emocje, już tego nie robią albo są one znacznie słabsze, a ponadto mam więcej cierpliwości i czułości do innych, ale i do samej siebie. Znikło też towarzyszące mi uczucie poddenerwowania, presji, a zastąpił je spokój i akceptacja rzeczywistości.

… w końcu wszystko kiedyś przeminie 😉 #anicca


Mój udział w kursie Vipassany nie byłby możliwy, gdyby nie jeden cichy bohater – mój drogi mąż Maciej Trojniarz, który na wieść o tym, że się dostałam bez mrugnięcia okiem, kazał mi jechać i zajął się w tym czasie 2 naszych dzieci. Do tego zawiózł mnie i przywiózł. Dziękuję Ci bardzo kochany!!! Twoje wsparcie jest nieocenione!

I jeszcze jedne podziękowania dla Wiktor Szynkaruk za podpowiedź, że takie kursy są prowadzone w Polsce i można z nich korzystać.

Więcej informacji na temat Vipassany znajdziesz na stronie.

Podoba Ci się ten tekst?
Udostępnij go znajomym!
WhatsApp
Facebook
LinkedIn
Twitter
Czytaj kolejny lub przedni tekst
w tej kategorii

O autorze...

Ewelina Wyspiańska-Trojniarz

Scrum Master, Trener i Coach. Miłością do Agile zaraziła się kilka lata temu, kiedy to zaczęła uczęszczać na lokalne meet-up’y i konferencje poświęcone tej tematyce. Ewelina głęboko wierzy w stwierdzenie, iż jacy jesteśmy dla świata taki świat jest dla nas. Spełnienie daje jej pomaganie innym. Poza pracą pasjonuje ją psychologia w zarządzaniu, taniec, rysowanie oraz cosplay ;-)